niedziela, 24 maja 2015

WORDS I COULDN'T SAY




Słyszałam, że żeby być szczęśliwym trzeba wziąć życie w swoje ręce. Ten kto to powiedział chyba nie zdawał sobie sprawy, że jest to niesamowicie trudne i wyczerpujące zadanie. Bo czy nie łatwiej po prostu sprawić aby toczyło się ono własnym torem i nie wchodzić mu w drogę ? Brać na klatę wszystko co się dzieje , zarówno te dobre jak i złe chwile ? Co to w ogóle znaczy ? Jaki mam wpływ na swoje życie ? Mogę w jakiś mniej konkretny sposób podejmować decyzję – niekoniecznie najlepsze i ewentualnie brać za nie odpowiedzialność później kiedy okaże się , że znowu się myliłam. Ups..  Żeby jednak kierować, motywować i przewodzić to zbyt trudne zadanie do wykonania nie sądzicie ?


My Polacy mamy pewien typ mentalności , a konkretniej styl naszego kierowania życiem to najczęściej „na cwaniaka” – jak się nie uda w ten sposób to spróbujmy inaczej – nie zawsze legalnie i nie zawsze zgodnie z zasadami dobrych obyczajów. Nie pamiętamy tylko, że karma to suka i zawsze wraca. Mój przyjaciel często mi powtarza , że jestem typowym cwaniaczkiem. Podejrzewam, że dzięki temu zyskuję kilka punktów. Powtarza też , że gdyby nie był gejem zostałby moim drugim mężem. Mało prawdopodobne, ale biorę tą możliwość pod uwagę gdybym zamierzała się rozwieść. Czasami po prostu czuję, że nie pasuję do tego życia, które sama sobie stworzyłam. Nie wzięłam odpowiedzialności za to co robię, zrobiłam i prawdopodobnie zamierzam zrobić. Czuję się niezwykle rozbita i ciężko mi złapać oddech. Czy nie mogłoby cały czas być tak przyjemnie jak wtedy kiedy byliśmy dziećmi i jedynym naszym problemem było czy grać w gumę czy klasy ? Chociaż nie. Wtedy też miałam pod górkę . Byłam otyłym dzieckiem, które zawsze się wstydziło, dlatego teraz sześć razy w tygodniu katuję się na siłowni , żeby nigdy więcej nie czuć tego ukłucia w sercu. Nie uważam się za atrakcyjną czy nawet ładną. Jestem przeciętna , ale nie zazdroszczę wszystkim wysokim i szczupłym dziewczyną bo co to zmieni ? Kilka razy zaliczyłam gorsze momenty. I chyba najgorszy z nich wszystkich odnotowałam rok temu, kiedy zemdlałam będąc u ginekologa ( tak, tak cała ja ), uderzyłam się w głowę i przez rok „chorowałam” na powtarzające się ataki paniki. To było naprawdę straszne i prawdopodobnie nie życzę tego najgorszemu wrogowi. Ciągłe paranoje, brak snu i poczucie, że nikt nie może mi pomóc oprócz samej siebie. Nie wiem jak to przetrwałam, ale odrodziła się u mnie wiara, że mogę i że życie jest piękne. Staram się tak myśleć codziennie ,bo czasami nadal nie czuję się na siłach, żeby wstać z łóżka i funkcjonować. Wracając jednak do punktu wyjścia w zasadzie nawet nie wiem czemu to wszystko piszę, bo to powinno zostać w mojej głowie i sama powinnam sobie poradzić ze wszystkimi problemami co nie jest to łatwe. Może to w jakiś magiczny sposób oczyści to mój umysł. Czy Wy też macie takie momenty kiedy nie wiecie którą drogą pójść i jak sobie radzić ? Zawsze uczono mnie, żeby nie okazywać słabości i w życiu „realnym” wystrzegam się tego jak ognia, ale czy nie mogę o tym zapomnieć na jeden krótki moment ? Życie przecież to nie tylko upiększone fotki na instagramie czy optymistyczne opisy na facebook’u. To przede wszystkim MY – prawdziwi ludzie z krwi i kości. Możecie pisać , że to głupie i strasznie prozaiczne, ale czy nie taka jest prawda ?



Wszystkiego najlepszego z okazji imienin dla mnie..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz